poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 1 ''Inna niż oni''

*perspektywa Maggie*
~2012 r., Mullingar~

-O boże, nienawidzę chemii. -powiedziała zniechęcona Mir.
-To była matematyka. -upomniałam niezbyt bystrą kumpelę.
-Co za różnica? -wtrąciła CeCe.
Stałyśmy przy szafkach, gdy podszedł do nas Max, mój chłopak.
-Hej kochanie.-powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta.
-Hej. -odpowiedziałam zamykając moją szafkę.
-To co idziemy do galerii? - zaproponowała Jenna, która właśnie przyszła.
Wszyscy poparliśmy ten pomysł. Całą naszą ekipą wyszliśmy ze szkoły. Wsiedliśmy do Mercedesa Maxa i ruszyliśmy. Dojechaliśmy do Westfield Stratford i już po kilku minutach wszyscy mieli już coś kupione. Wszyscy oprócz mnie.
Moja sytuacja jest trochę...jak by to powiedzieć...Skomplikowana. Należę do tzw. elity odkąd skończyłam 14 lat. Bogaci, popularni, wredni szpanerzy. Często też niezbyt rozumni. Pewnie wiele z was spotkało się z czymś takim. Wiedziałam z kim się przyjaźnie. Mimo, że jestem inna niż oni, często zachowuję się tak samo podle. Spytacie, czemu inna? Wcale nie jestem bogata, nie mieszkam w willi z 30 sypialniami i basenem. Można powiedzieć, że jestem raczej biedna, mieszkam z mamą w wielkim, starym wieżowcu na obrzeżach miasta. Dobrze się uczę, choć innym wmawiam zupełnie co innego. Nie noszę ciuchów za 1 000 funtów. Faktycznie mam firmowe ciuchy. Skąd? Odpowiedź jest prosta. Lumpeksy.
Pewnie teraz zastanawiasz się dlaczego mnie lubią? Za mój charakter? NIE. Za wygląd? BŁĄD. Po prostu nic o mnie nie wiedzą, taka jest prawda.
-Widziałaś jak Caroline się ubrała? -zaśmiała się głośno Jenna, wyjmując swoją nową szminkę od Channela i smarując nią swoje malinowe usta.
-Skąd ona bierze takie szmaty? -dodała rozbawiona CeCe, siorbiąc karmelowe frappucino.
-Pewnie z lumpeksu! -powiedziałam ze śmiechem, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Po czym, tylko siorbałam moje caffe latte.
-Coś cię martwi? -zwrócił się do mnie troskliwie Max.
-Nie wszystko w porządku, tylko trochę głowa mnie boli. -powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i złapał mnie za rękę. Tym razem odpowiedziałam mu prawdziwym uśmiechem. Mimo pozorów Jenna, Miranda, CeCe i Max, byli całkiem normalni. Przynajmniej wśród przyjaciół. Jednak wiedziałam, że umieją dopiec. Sama nie raz już tego doznałam.
Chwilę pogadaliśmy, a potem nadszedł czas na powrót do domu, właściwie ja wrócę do domu po 22.00.
-Na pewno nie chcesz, żeby cię podwieźć? -spytał Max.
-Nie, przejdę się. -powiedziałam i pożegnałam się z przyjaciółmi.
Skierowałam się na przystanek autobusowy. Weszłam do autobusu i po jakiś 30 minutach znalazłam się pod budynkiem, gdzie pracuję. Właścicielką była koleżanka mamy więc bez trudności mnie zatrudniła. Pracuję na kasie w sklepie muzycznym. Niezbyt zaszczytne miejsce jak na królową elity szkolnej, ale nikt tym nie wiedział. I tak miało zostać. Mama jest położną i często brakuje nam pieniędzy. Dlatego chciałam jej pomóc. Nieważne jak moja reputacja na tym ucierpi. Nie chciałam jednak stać się zerem jakim już byłam. Dlatego wybrałam sklep na obrzeżach Londynu, w biednej dzielnicy, gdzie nigdy nikt nie chodzi. Nie zarabiałam może jakiejś ogromnej sumy, ale miałam na swoje wydatki i nie martwiłam przy tym mamy kwestiami finansowymi.
Nie ma dnia, żebym nie myślała, co by było gdyby... Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.
Może moje życie zdaje się być dla ciebie jednym wielkim kłamstwem, ale tak żyję. Nie chcę być tym zerem, którym byłam przyjaźniąc się z Jade. Nie chcę być wyśmiewana. Po prostu nie chcę być sobą.

~~
Jak wrażenia po pierwszym rozdziale?
Wiem, nie umiem pisać początków >.<
Pewnie na początku trudno będzie wam zapamiętać imiona *chyba, że tylko ja tak mam xd*
Nie wiem co tu jeszcze napisać, więc pozdrawiam xx

niedziela, 10 lutego 2013

Prolog

~marzec, 1995~

Ellen Lockwood w wieku 17 lat zaszła w ciąże. Była to wpadka na wakacyjnej imprezie. Mimo to nastolatka postanowiła urodzić dziecko, co nie spodobało się ojcu dziecka, 19-letniemu Benowi.
Nastolatek nalegał na usunięcie ciąży, jednak El była nieugięta. Przez co kilka dni po urodzeniu dziecka, Ben po prostu zaczął się pakować i chciał wyjechać zostawiając młodą mamę z dopiero co urodzonym dzieckiem.

-Czyli tak po prostu wyjedziesz i nas zostawisz? -mówiła przez łzy młoda kobieta.
-To twoje dziecko, nie moje. -usłyszała od ojca jej dziecka.

Kobieta nie była zamożna, można by było nawet powiedzieć, że była biedna. Były takie dni, że nie było ją nawet stać na kawałek chleba, a co dopiero na utrzymanie dziecka. Jednak dawała radę. Dla jej kochanej córeczki, która była jej oczkiem w głowie.

~~
Dobra jest taki krótki prolog :) Od razu obiecuję, że rozdziały będą co najmniej kilka razy dłuższe... Oczywiście jeśli wam się spodoba! :D